Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pan kurator śpiewa, czyli "Ballada o Romanie z ulicy Tęczowej" (ROZMOWA)

Robert Migdał
fot. Piotr Krzyżanowski
Roman Kowalczyk, dolnośląski kurator oświaty, wydał właśnie płytę "Moje piosenki". Nam opowiada o początkach swojej kariery, o zachwycie zespołem TSA i bardami "Solidarności", oraz o piosenkach pisanych w... więzieniu. Rozmawia Robert Migdał

Właśnie ukazał się dwupłytowy album "Roman Kowalczyk. Moje piosenki" - z pana tekstami, z pana kompozycjami i piosenkami, które pan śpiewa. Tymi piosenkami buduje pan piękny nastrój - jest tam i country, i piosenka poetycka, i blues. To piosenki, których można słuchać i w zaciszu domowym, i ze znajomymi przy ognisku.

- 27 utworów śpiewam, 4 poematy - w tym wierszowaną bajkę dla dzieci - czytam. To piosenka autorska, która ma tę cechę, że jest twórczością osobistą, prawdziwą i szczerą. Takie rzeczy się wyczuwa. Jeżeli słucha się piosenki, która była pisana na szybko, na zamówienie, żeby zarobić pieniądze, pod publikę, to to się czuje. Ja nie żyję z pisania czy śpiewania piosenek - to jest moje hobby, moja pasja. W każdej piosence na tej płycie zostawiłem cząstkę siebie.

"Jak się słucha tej płyty, to świat wydaje się lepszy niż jest" - to jeden z komentarzy pana fanów po przesłuchaniu płyty.

- Taka recenzja to kropla miodu na moje skołatane serce. Dostaję dużo takich miłych komentarzy.

Kiedy zaczęły się pojawiać dźwięki i słowa piosenek w pana głowie?

- Czasami coś nas dopada, coś niespodziewanego, coś silnego, co każe brzdąkać na gitarze, albo każe pisać - to jest niechybnie natchnienie. Bierze się ono z wrażliwości, z obserwacji świata i ludzi, z osobistych refleksji i doświadczeń. Z całą pewnością płynie także z wyobraźni. Pisząc i komponując sięgamy do tego wszystkiego, co znamy, czego doświadczyliśmy. Każdy z nas jest po części tym, na kogo trafił, jakie książki przeczytał, jakie filmy obejrzał, jakich piosenki słuchał. Suma tego wszystkiego, ukryta w sercu, duszy i pamięci, każe pisać, tworzyć, śpiewać.

Też pewnie ma wpływ to, w jakim domu byliśmy wychowywani, w jakim domu dorastaliśmy. Pana dom rodzinny, to był dom przepełniony dźwiękami, muzyką?

- Po latach zamieszkiwania we wsiach Gromadzice, Kraszkowice i Łagiewniki rodzice osiedlili się w Wieluniu. Tam też ukończyłem Liceum Ogólnokształcące im. T. Kościuszki i w 1983 r. zdałem maturę. Mama była nauczycielką, tata długoletnim kierownikiem i dyrektorem szkoły. Profesjonalnie nie uprawiali muzyki, ale tato grał na skrzypcach, potrafił zagrać i zaśpiewać na podstawie nut. Był samoukiem. Mama nie grała na żadnym instrumencie, ale za to bardzo ładnie śpiewała. Mój dziadek, a tato mamy - Adam Mikołajczyk - też ładnie śpiewał i sam nauczył się grać na harmonijce ustnej. Nie miałem szczęścia go poznać. Mama często śpiewała, kiedy robiła w domu różne rzeczy, a nie tylko przy okazji jakichś uroczystości czy spotkań. Natomiast moja siostra Jadzia nauczyła się grać na akordeonie. To wszystko musiało mieć na mnie jakiś wpływ. W latach 1980-1981 wybuchła "Solidarność" i moim wielkim pragnieniem, marzeniem, było nauczyć się grać na gitarze jak Jacek Kaczmarski, legendarny bard "Solidarności". Nie nauczyłem się grać tak jak on, ale dzięki niemu zacząłem się uczyć - trochę od kolegów w akademikach „Słowianka” i „Parawanowiec” we Wrocławiu, trochę sam. Znam dziś dzięki temu kilkanaście chwytów gitarowych i potrafię zagrać wiele piosenek.

Zaczął pan swoją muzyczną drogę od piosenek antykomunistycznych.

- Zachwycałem się piosenkami Jacka Kaczmarskiego, Jana Krzysztofa Kelusa, Jana Pietrzaka. To były piosenki antysocjalistyczne, piosenki buntownicze. Natomiast później odkryłem inne muzyczne światy - piosenkę autorską, turystyczną, studencką, poetycką, Krainę Łagodności kreśloną gitarą i piórem. Namiętnie co tydzień słuchałem Listy Przebojów Programu Trzeciego Polskiego Radia Marka Niedźwiedzkiego. Pamiętam jak w październiku 1982 r. z kolegami pojechałem na Rockowisko w Łodzi i tam największe wrażenie zrobił na mnie zespół TSA - piękny śpiew Marka Piekarczyka, na gitarze grał Andrzej Nowak, jakby zespół ACDC przyjechał do Polski! Wiele tekstów TSA nauczyłem się później na pamięć, to mój zespół numer jeden z całej plejady kapel lat 80-tych. Aż w końcu pojawiła się chęć napisania czegoś własnego.

Pierwsza piosenka, którą pan napisał?

- Najstarszą jest piosenka więzienna. Po przyjeździe na studia do Wrocławia zaangażowałem się w działalność podziemną. W 1985 roku zostałem zatrzymany przez patrol ZOMO i za kolportaż prasy „drugiego obiegu” dostałem wyrok pół roku więzienia, z czego odsiedziałem dwa miesiące w aresztach przy ul. Muzealnej i Świebodzkiej we Wrocławiu. Za kratami więźniowie nucą sobie różne piosenki pełne tęsknoty i ja też napisałem wtedy utwór "Biały gołąbek skrzydlaty". Po wyjściu z więzienia zacząłem pisać w innych klimatach - piosenki kabaretowe, wesołe i prześmiewcze, a także refleksyjne i nostalgiczne. Takie też różne utwory znajdują się na płycie, acz dominują tam liryczno-romantyczne ballady.

Każdy ze słuchaczy może znaleźć coś dla siebie, coś w swoim klimacie, coś, co lubi.

- To jest dowód na to, że jeśli człowiek doświadcza rozmaitych sytuacji, obcuje z różnymi ludźmi i przyrodą, rozgląda się po świecie i miewa różne stany emocjonalne - od euforii po dojmującą samotność - to wszystko znajduje odzwierciedlenie w utworach. Za każdą moją piosenką stoi jakaś inspiracja, jakaś sytuacja. "Każda piosenka jest jakąś historią" - podkreślała wybitna poetka Agnieszka Osiecka, patronka LO nr XVII we Wrocławiu, którym kierowałem przez 17 lat. I ja też uważam, że każda piosenka ma swój początek i koniec, że ma swoich bohaterów, że ma swój sens, jakieś swoje przesłanie. I że każda piosenka powinna mieć też swoją puentę - niedoścignionym mistrzem puenty był Wojciech Młynarski. Dla mnie mistrzem jest także Marian Hemar - postać znakomita, a szerzej nieznana. To twórca urodzony przed wojną, artysta kabaretowy i reżyser. Pisał piękne piosenki, cięte polityczne satyry, mądre i dowcipne fraszki, wiele reżyserował. To Żyd z pochodzenia, Polak z wyboru, lwowiak z krwi i kości, szczery i gorący patriota. Jego twórczość była zakazana w PRL-u. Napisał wiele pięknych tekstów ze szlagierem "Kiedy znów zakwitną białe bzy" na czele... Uwielbiam Kabaret Starszych Panów duetu Przybora-Wasowski i piosenki Marka Grechuty. Poruszają mnie ballady rosyjskich bardów: Bułata Okudżawy, Wladimira Wysockiego, Jurija Kukina, Aloszy Awdiejewa. To są moje źródła - dla wszystkich wymienionych ważny był tekst, każde słowo bowiem coś ze sobą niesie i nawet jeśli jest żartobliwe, to musi być prawdziwe i po coś.

U pana pierwszy powstaje tekst, a dopiero do niego melodia?

- Mnie łatwiej maszerowało się od melodii do tekstu. Brzdąkałem sobie na gitarze i dopiero wtedy zaczynały powstać teksty. Niektóre piosenki powstawały szybciej - pół godziny z okładem i piosenka była gotowa, a niektóre chodziły za mną po kilka lat. W przypadku piosenek na płycie „Roman Kowalczyk. Moje piosenki” najpierw powstały melodie, ale jest wszakże jeden wyjątek. To jest piosenka więzienna - napisana w roku 2008 - "Żółty więzienny liść". To utwór inspirowany moimi więziennymi doświadczeniami, tęsknotą, bo w więzieniu tęskni się najbardziej. Po latach wróciłem do więziennej aury. Napisałem tę piosenkę na melodię refrenu utworu "Żółty jesienny liść" Janusza Laskowskiego. Zwierzyłem się swojemu koledze, a jednocześnie akompaniatorowi Krzysztofowi Żesławskiemu, że chciałbym umieścić na płycie piosenkę z tą znaną, przepiękną i tęskną melodią. Krzysztof autorytatywnie stwierdził: "Jeżeli to ma być płyta autorska, to powinna mieć wszystkie autorskie melodie". I musiałem już do istniejącego tekstu wymyślić melodię. Kiedy ją zanuciłem Krzysztofowi ten z wyżyn doświadczenia kompozytora i profesjonalnego muzyka - od wielu lat gra na gitarze w kultowym zespole Wolna Grupa Bukowina - oświadczył: Wyczuwam tu pewne zapożyczenia, ale jako całość nie jest to plagiat”. Odetchnąłem…

A propos tych więziennych piosenek - nie wszystkie, które pan napisał, trafiły na płytę.

- Mam jeszcze jedną, którą napisałem w 1985 roku. Obowiązywała wtedy taka zasada, że ludzi, którzy byli karani po raz pierwszy, tak jak ja, nie miesza się z recydywistami. Ale mnie dano do jednej celi, nie wiem czemu, na jeden tydzień, z pewnym recydywistą, pseudonim "Kosa". I "Kosa" raczył mnie pasjonującymi opowieściami, a ja chłonąłem je jako wdzięczny słuchacz. Poza tym "kolega spod celi" wprowadzał mnie w więzienny świat, radził, jak się zachowywać, nauczył mnie podstaw grypsery - więziennego języka. I tą grypserą napisałem długą balladę opisującą koleje losu i przygody „Kosy”. Do końca zastanawiałem się, czy umieścić tę piosenkę na płycie, ale grypsera to są często wulgaryzmy i ten mój utwór jest nimi naszpikowany. I z bólem serca nie dałem jej na płytę - bo jakiż to przykład dałby, szczególnie młodemu pokoleniu, dolnośląski kurator oświaty, nauczyciel historii, gdyby taki song nagrał.

Wszystkie dzieci kocha się tak samo i pan też wszystkie swoje piosenki kocha tą samą, wielką miłością? Czy też ma pan tą swoją ukochaną?

- Nie odważę się wybrać. Na płycie są różne piosenki: kabaretowe, romantyczno-liryczne, więzienne, bluesowe, patriotyczne. Ich kolejność na płycie nie jest przypadkowa - zaczynam od lirycznych i romantycznych, kabaretowych i radosnych na krążku nr 1, druga płyta natomiast zawiera utwory bardziej refleksyjne i melancholijne, o samotności i przemijaniu. Na krążku nr 2 znajdują się też dwa utwory autoironiczne, portretujące los dyrektora szkoły i kuratora oświaty: "Ballada o Romanie z ulicy Tęczowej" oraz "W kuratorium od rana". Wszystkie moje piosenki lubię. Są różne jak życie, które jest i słodkie, i gorzkie.

Bardzo spodobała mi się piosenka "My jesteśmy wrocławianie".

- Jestem synem ziemi wieluńskiej, ale w latach 80-tych przyjechałem do Wrocławia, a przybyłem tu nieprzypadkowo, bo porwała mnie "Solidarność". Przez Wrocław wcześniej tylko przejeżdżałem pociągiem, jeżdżąc w wakacje do cioci do Łęknicy, pod granicę z NRD. Wrocław zawsze robił na mnie ogromne wrażenie: Odra i mosty na niej, dymiące kominy fabryk, Psie Pole, na którym Bolesław Krzywousty pokonał ongiś Niemców, tętniący życiem Dworzec PKP; stolica Dolnego Śląska - miasto z aurą Lwowa, pełne Kresowiaków, z wyjątkowym Rynkiem i Ratuszem, znakomitymi uczelniami. Przełomem był czerwiec 1983 r., kiedy przyjechałem razem z moją siostrą na mszę świętą i spotkanie z papieżem Janem Pawłem II na Partynicach - i to była ta kropka nad "i", wtedy zdecydowałem ostatecznie, że przyjadę tu studiować. Uwiodła mnie moja pierwsza, wielka miłość - "Solidarność", a Wrocław był twierdzą "Solidarności". Chciałem działać w studenckiej "Solidarności", czyli w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. Dlatego znalazłem się we Wrocławiu. Jestem teraz wrocławianinem, czuję się nim i dlatego napisałem piosenkę "My jesteśmy wrocławianie". Powstało o Wrocławiu i z Wrocławiem w tle wiele piosenek - Marii Koterbskiej, Andrzeja Waligórskiego, Lecha Janerki itd., ale sporo tych utworów ma swoje lata, a część nadaje się do zaśpiewania raczej ze sceny niż w grupie. Mój pomysł był taki, żeby napisać piosenkę, która byłaby portretem współczesnego Wrocławia i współczesnych wrocławian, taką i dla seniorów, i dla juniorów, do zaśpiewania dla każdego: przy ognisku, na obozie wędrownym, na jakiejś uroczystości czy akademii... Mam nadzieję, że ta piosenka się upowszechni - chciałem ją dać w prezencie mojemu miastu, które ofiarowało mi schronienie, które pozwoliło w siebie wrosnąć, w którym żyję, pracuję, tworzę. Coś się wrocławskiej wspólnocie ode mnie należy - właśnie piosenka. Do piosenki „My jesteśmy Wrocławianie” jestem bardzo przywiązany i wyjątkowo z niej dumny.

Cała rozmowę z Romanem Kowalczykiem o jego piosenkach można przeczytać w piątkowym magazynie (papierowe wydanie) "Gazety Wrocławskiej" z 25 czerwca 2021 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto